Powracam po dłuższej niż zwykle przerwie, bowiem ponowne odpalenie Fallouta 3 sprawiło, że wsiąknąłem weń na dobre. Ale do rzeczy. Od ubiegłego piątku na naszych ekranach gości sequel filmu 300. W sieci krąży już zwiastun drugiej części Sin City. Oba filmy bazują oczywiście na komiksach Franka Millera (to, że Xerxes - stanowiący podstawę dla 300: Rise of the Empire - wciąż nie może się ukazać, to inna kwestia). Dzieła Snydera i Rodrigueza to czołówka komiksowych ekranizacji. Warto podkreślić, że Miller osobiście dłubał przy scenariuszach do obu części Sin City. Zachęcony przez Roberta Rodrigueza możliwością realizacji jednej z sekwencji w pierwszej części, Miller postanowił też pobawić się w reżyserię. Jego Spirit na bazie komiksów Willa Eisnera jest tak cudownie spartolony, że idealnie mieści się w kategorii "Tak złe, że aż dobre". To nic wyjątkowego. Stephen King też przecież zabawił się w reżysera ekranizacji własnej twórczości w '86 i wyszło mu urocze guilty-pleasure'owe Maximum Overdrive. Trudno więc było wymagać od Franka Miller - twórcy komiksowego, przypomnijmy - reżyserskiego skilla na poziomie Bergmanna. Wymagać od niego umiejętności scenopisarskich można już jak najbardziej, a tymczasem to nie kto inny, jak wielki Frank Miller podpisał scenariusze dwu (z niewielkiej grupy) najgorszych sequeli, jakie nakręcono. Sequeli nie byle czego, bo kultowego (nie bójmy się tego słowa) RoboCopa.