środa, 14 maja 2014

Na szybko: po pierwszym sezonie Agents of S.H.I.E.L.D.

Za nami finał pierwszego sezonu serialu Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D., nadszedł więc czas na próbę jego oceny. Produkcja startowała dźwigając ciężkie brzemię. Wszak miała stanowić telewizyjny element hitowego filmowego przedsięwzięcia, jakim jest Marvel Cinematic Universe. Po emisji kilku początkowych odcinków wydawało się, że balon oczekiwań zamiast dalej pęcznieć, szybko zamieni się we flak. Ratingi spadały, oceny również. Trudno się temu dziwić, bowiem produkcja Whedona wypadała bardzo przeciętnie. Tymczasem nadeszła premiera filmu Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz, który okazał się dla show zbawienny. Scenarzyści Agentów... w przemyślany sposób nawiązali do, rewolucyjnych dla MCU, wydarzeń rozgrywających się w obrazie braci Russo (nareszcie widać, że fabuły filmów z uniwersum mają realny wpływ na to, co oglądamy na ekranach telewizora) i tak oto serial ten zaczął wreszcie nabierać rumieńców. Można oczywiście zastanawiać się, na ile to zasługa poprawy ogólnej jakości produkcji, na ile zaś wpływ filmu, niemniej jednak poprawa widoczna jest gołym okiem. Czy jednak jest ona wystarczają, aby w przyszłym roku zapoznawać się z drugim sezonem (został już zamówiony przez stację ABC)?

Ostrzegam: są spoilery i to dosyć istotne.

Foto: Entertainment Weekly

niedziela, 11 maja 2014

Part man. Part machine. All remake.

W Hollywood wciąż trwa moda na sequele, prequele, interquele, spin-offy, rebooty i wszelkiej maści remake'i. Scenarzyści i producenci blockbusterów (cierpiący najwyraźniej na dokuczliwy brak oryginalnych pomysłów) sięgają po sprawdzone rozwiązania biznesowe: albo ciągną dalej dochodowe serie, albo zabierają się za ponowne sprzedanie fabuł sprzed kilkunastu, kilkudziesięciu nawet lat, oczywiście w formie przyswajalnej dla współczesnego odbiorcy. Tak czy owak zysk gwarantowany. Kiedy dowiedziałem się, że kolejną ofiarą "rimejkomanii" padnie RoboCop - jeden z moich ulubionych akcyjniaków z lat 80-tych - zacząłem się naprawdę bać. Strach było pomyśleć, co z kultowym filmem Paula Verhoevena zrobią nowi twórcy żyjący w świecie kategorii wiekowej PG-13. Pierwsze fotosy ukazujące nowy pancerz RoboCopa, żywcem wyjęty z gry Crysis, zamiast mnie uspokoić i narobić chrapki na film, bardziej zniechęciły mnie do tego projektu. Nawet nazwiska pokroju Gary'ego Oldmana, Michaela Keatona i Samuela L. Jacksona nie pobudziły mojego entuzjazmu wobec nowego RoboCopa. To musiała być klęska. Kolejny nikomu niepotrzebny remake. To po prostu nie miało prawa się udać. Tymczasem umiarkowanie pozytywne opinie po premierze sprawiły, że postanowiłem się jednak przełamać i zapoznać z nową wersją RoboCopa. I owszem, to jest kolejny, nikomu niepotrzebny remake doskonałego filmu sprzed lat. Co jednak ciekawe, przy całej zbędności to jednocześnie... solidny obraz! Wciąż nie mogę wyjść ze zdumienia.

Foto: Columbia Pictures

środa, 7 maja 2014

Liebster Blog Award

Jakiś czas temu ogór (pozdrawiam serdecznie z tego miejsca), autor bloga Moje dziwne zapiski (polecam serdecznie z tego miejsca) nominował Zwyczajowych podejrzanych do nagrody Liebster Blog Award (która ma pomóc w rozpropagowaniu mniej znanych w sieci blogów), za co z tego miejsca dziękuję. Nominacja wiąże się z przyjemnością udzielenia odpowiedzi na zestaw pytań przygotowanych przez nominującego, co czynię w dalszej części tego wpisu. Każdy nominowany winien przy okazji wskazać inne blogi warte przyznania tej honorowej nagrody. Jako że blogi, które zwykłem czytywać raczej dodatkowej promocji nie wymagają, a zasady zabraniają zrewanżowania się nominacją dla blogera, który zechciał mnie wskazać, toteż postanowiłem nie wywoływać innych do odpowiedzi. Żałuję, bo kilka zakręconych pytań do ankiety kołacze mi się z tyłu głowy. To tyle słowem wstępu, zapraszam do zapoznania się z moimi odpowiedziami na pytania ogóra.



wtorek, 6 maja 2014

Odrzuty z montażowni - kwiecień 2014

Nieco spóźnione Odrzuty, ale cóż począć na to, że dopadło mnie długoweekendowe rozleniwienie. Oczywiście najważniejszy temat ostatnich dni wiąże się ze zdjęciem widocznym poniżej, a które to pewnie widzieliście w każdym chyba serwisie internetowym. To cut a long story short: obsada do siódmego epizodu Star Wars ogłoszona, a ja jaram się jak kowakiańska małpojaszczurka na haju po najlepszym błyszczostymie z Kessel! Nawet nie będę próbował się bawić w odgadywanie w kogo może wcielać się nowa obsada, jak J.J. Abrams i Lawrence Kasdan pociągną dalsze losy Wielkiej Trójki i ile z materiałów z niekanonicznego już Expanded Universe... ups... z Legends przedostanie się do filmu. Szkoda czasu po prostu, a i tak przewidywania fanów pewno się nie sprawdzą. Wolę z wypiekami na twarzy czekać na każdy najdrobniejszy przeciek i rozmazane zdjęcia z planu. Emocje jak ponad dziesięć lat temu! Dobra, już się uspokajam. Chociaż do premiery jeszcze ponad 1,5 roku to jestem dziwnie spokojny o jakość EVII. A tymczasem już na jesieni ruszają animowani Rebels.

The Force is strong with this photo!